Obniżenie poziomu edukacji w szkołach (umieć czytać lczyć do 100 ), czyli Edukację Włączającą,
----
Homo Ludens czyli o przejmowaniu umysłów dzieci… – Bartosz Kopczyński
W ciągu najbliższych 2-3 lat ze szkół może zniknąć matematyka, chemia, fizyka Rozmawiają: Edyta Paradowska i Bartosz Kopczyński
----
Jeśli komuś wydaje się to wszystko wymysłem, teorią spiskową i zmyślonym przez oszołomów absurdem, to ma rację. Niestety, źródłem tej wiedzy są dokumenty międzynarodowe i rządowe, wypowiedzi rządowych urzędników i fachowców, realizujących Edukację Włączającą, fakty, już zaistniałe. Są w to zaangażowane resorty, wymienione wyżej i wielu ludzi w całym kraju, tworzących coś na kształt ośmiornicy inkluzyjnej. Płyną na to środki unijne i nikt nie zamierza ich blokować. Wprowadzanie inkluzji idzie pełną parą z wielką energią i determinacją, niezależnie od tego, co twierdzi Pan Minister Czarnek
Obecne szkoły podstawowe i ponadpodstawowe, nauczające wciąż wiedzy pozostaną jako budynki, będą w nich pracownicy nazywani nauczycielami, pozostanie nazwa szkoły, lecz faktycznie przestaną one pełnić funkcję edukacyjną, a staną się lokalnymi ośrodkami socjalno – terapeutycznymi, tworzącymi integrację nowego, europejskiego społeczeństwa.Będzie to nowy organ centralny z władzą nad całym systemem edukacji. Dane z centralnego serwera będą transferowane do KE i WHO. Wszystkie resorty będą musiały koordynować swoją politykę z inkluzją, a rząd będzie musiał co dwa lata składać publiczne raporty o postępach inkluzji.
Następnym krokiem inkluzjonistów będzie realizacja drugiego najważniejszego celu Edukacji Włączającej, czyli budowa powszechnego aparatu inwigilacji i kontroli rodzin w postaci Oceny Funkcjonalnej. Nastąpi to równocześnie z likwidacją podstaw programowych lub rok później.
https://pch24.pl/bartosz-kopczynski-jak-zlikwidowac-szkoly-specjalne-zwykle-zreszta-tez/
Nie skasowane filmy w linku Polacy śpią czyli harmonogram likwidacji edukacji w Polsce
https://ekspedyt.org/2023/05/17/polacy-spia-czyli-harmonogram-likwidacji-edukacji-w-polsce/
Nowa obsesja Harrariego i Schwaba? TEN PROGRAM JUŻ WCHODZI DO POLSKICH SZKÓŁ!
Bartosz Kopczyński wygłosił to wystąpienie w trakcie konferencji "Edukacja włączająca - ideologia inkluzji w realiach szkolnych", która odbyła się 19 listopada na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie.
Cz. 1/6 Kopczyński: Globaliści chcą do końca zniszczyć polski system edukacji
– Opisane powyżej czynniki niszczą polską edukację, ale to nie koniec działań podejmowanych przez globalistów. Na horyzoncie czai się znacznie groźniejszy twór, jakim jest edukacja włączająca wraz z ocenianiem kształtującym – mówi w rozmowie z Mediami Narodowymi Bartosz Kopczyński z Towarzystwa Wiedzy Społecznej w Toruniu.
Jakub Zgierski: Czym zajmuje się Towarzystwo Wiedzy Społecznej w Toruniu, którego jest Pan członkiem?
Bartosz Kopczyński: Towarzystwo Wiedzy Społecznej jest oddolną inicjatywą grupy przyjaciół, którzy spotkali się w ramach toruńskich Rot Niepodległości. Wymieniając poglądy, doszliśmy do wniosku, że trzeba się jakoś sformalizować, aby mieć możliwość tworzenia wspólnego dorobku i głoszenia go światu. I tak wiosną 2021 r. powstało stowarzyszenie pod nazwą Towarzystwo Wiedzy Społecznej. W ten sposób krzewimy wiedzę społeczną i staramy się wypracować złożoną koncepcję życia społecznego. Chcemy opisać taką wizję społeczeństwa, w którym chcemy żyć, i które będzie dobre dla naszych dzieci.
W ramach swojej pracy badawczej zainteresował się Pan tematem destrukcyjnych przemian w pedagogice. Czy można wskazać, kiedy rozpoczął się proces niszczenia polskiego systemu edukacji?
Filmy były na zlikwidowanym ostatnio kanale Media Narodowe :( ... Zaprasza na podany niżej link.
Ponadto 11 flmów na
Do Polski te treści zaczęły docierać w połowie lat 80. XX w. Po 1989 r. zaczęto wdrażać w Polsce plan zniszczenia jej kultury poprzez jej zamianę na antykulturę. Dziś wiemy, że były to działania celowe, sterowane przez globalistów. Wówczas myśleliśmy, że wszystkie przemiany obyczajowe toczą się samoistnie i nie można się im przeciwstawić. Skutek był taki, że ślepo braliśmy wszystkie rozwiązania obyczajowe i ustrojowe z Zachodu. Około 1995 r. antypedagogika stała się oficjalną wykładnią i kierunkiem reform szkolnictwa w Polsce. Uczniów wyposażono we wszystkie możliwe prawa i przywileje, ale bez wymagania od nich realizacji obowiązków. Nauczycielom odebrano większość narzędzi wychowawczych. Zaczęto zamykać szkoły na wsi i komasować uczniów, co pociągnęło za sobą zwolnienia nauczycieli z pracy. W 1999 r. weszła w życie tzw. reforma Buzka, która wprowadziła gimnazjum, skróciła szkoły średnie, redukowała nauczanie przedmiotów ogólnych i wprowadzała elementy szkoły demokratycznej. Zlikwidowano egzaminy wstępne do szkół średnich i wyższych. Do systemu edukacji dopuszczono samorządy, które stały się zarządami gospodarczymi szkół i zaczęły sie wtrącać w treści programowe. Stąd wzięły się w szkołach inicjatywy LGBT, gender i akcje seksualizacyjne. Aby nie stresować dzieci, obniżano coraz bardziej wymogi i masowo stawiano najwyższe oceny. Do konstrukcji sprawdzianów wiedzy wprowadzono system testowy, również na maturze. Zaczęto stosować elementy oceniania kształtującego. Wprowadzono indywidualizację nauczania, czyli dostosowanie metod pracy na lekcjach do indywidualnych potrzeb, ograniczeń i deficytów uczniów.
Nieustannie słyszymy w mediach, że polska szkoła potrzebuje reformy, ponieważ jest zaściankowa i nie przystaje do wymagań współczesności. Zgodziłby się Pan z taką opinią?
Rzeczywiście pojawiają się różni reformatorzy, którzy głoszą, że polska szkoła jest zacofana, pruska i średniowieczna. Złe jest wszystko: budynki szkolne, nauczyciele, dzwonki, prace domowe, klasówki, wypracowania, podstawa programowa, programy nauczania, oceny, dyscyplina. Reformatorzy chcą zlikwidować to wszystko i wprowadzić edukację włączającą, opartą na ocenianiu kształtującym. Chcą wprowadzać metody aktywizujące i kreatywne, polegające na nauce przez zabawę. Zyskują poklask psychopedy, specjalistów, nauczycieli i rodziców. Dzieje się tak dlatego, że głoszą to osoby posiadające autorytet społeczny. Tymczasem prawda jest ukrywana, a prawdą jest to, że polska szkoła nie jest już tradycyjną edukacją, tylko została skażona antypedagogiką. Innymi słowy, problemem polskiej szkoły nie jest to, że jest tradycyjną edukacją, ale to, że nią nie jest. Pod każdym względem model edukacji sprzed tych przemian był lepszy niż nasz dzisiejszy. Grozi nam sytuacja, że będziemy mieli kreatywnych analfabetów. W 1994 r. na życzenie grupy rodziców zezwolono na uczęszczanie do normalnej szkoły uczniom z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu lekkim. Odtąd to rodzice decydują, czy ich dziecko upośledzone będzie chodzić do szkoły normalnej, czy specjalnej. Upowszechniła się też koncepcja SPE – specjalnych potrzeb edukacyjnych. Powstała sieć poradni pedagogiczno-psychologicznych, które przyznają certyfikat SPE, i czynią to zwykle z wielka łatwością. Zaczęto nadużywać certyfikatu SPE, dając go każdemu, kto chce. W praktyce każdy, kto napotka problemy edukacyjne w pracy z dzieckiem, a zdarza się to każdemu, może iść do poradni i otrzymać opinię lub orzeczenie, a wówczas szkoła musi się do takiego ucznia dostosować. Te wszystkie czynniki doprowadziły do logicznego skutku, czyli kryzysu edukacji.
Wspomniał Pan, że są to „działania celowe, sterowane przez globalistów” – do czego zatem dążą samozwańczy kreatorzy nowej rzeczywistości? Podejrzewam, że pod powierzchnią kryją się konkretne interesy polityczne i ekonomiczne…
Dotychczasowe działania na polu kultury, wychowania i edukacji doprowadziły do degradacji tych wszystkich procesów. Jest to sytuacja celowo zaplanowana i realizowana. Przyczyny tych kryzysów oraz strategie ich wdrażania nie są przez społeczeństwa uświadomione. Te siły, które do tego doprowadziły, teraz narzucają społeczeństwom Zachodu sposób, który ma tę sytuację uzdrowić. W ten sposób autorzy tych operacji chcą zrealizować swoje cele. A głównym celem nie jest naprawa edukacji, tylko jej przejęcie oraz uzyskanie całościowej kontroli nad całymi społeczeństwami, a w konsekwencji przejęcie całych państw i ich możliwości wytwórczych. Temu celowi służy np. plan „Fit for 55”, z tym że ten plan realizuje sie na polu gospodarki, a jego odpowiednikiem na polu wychowania, edukacji i kontroli społecznej jest plan Edukacji Włączającej. Jest to próba stworzenia systemu, który przejmie totalną kontrolę nad każdym człowiekiem od przedszkola po późną dorosłość, łącznie z systemem zatrudnienia. W zakresie edukacji jest to pierwszy w historii ludzkości system, który nie ma na celu wyposażyć społeczeństwo w wiedzę i umiejętności, tylko na odwrót. O tych zjawiskach jednak w następnych rozmowach.
Rozmawiał Jakub Zgierski
-------------------
Cz. 2/6 Kopczyński: Tradycyjna edukacja stała się wrogiem nowoczesności
Natychmiast dano uczniom wszelkie prawa i przywileje, ale stopniowo redukowano obowiązki i wymogi. Ci uczniowie z popkultury przejęli przekonanie, że uczenie się i praca to obciach, godny frajerów z fabryki, a nowoczesny człowiek sukcesu kombinuje i kosi gruby szmal – mówi w rozmowie z Mediami Narodowymi Bartosz Kopczyński z Towarzystwa Wiedzy Społecznej w Toruniu.
W poprzednich rozmowach skupialiśmy się na zmianach w edukacji w wymiarze globalnym. Myślę, że nadszedł czas, aby przejść na nasze polskie poletko.
Rzeczywiście, teraz wypada nam powiedzieć słowo o sytuacji polskiej. I u nas doszło do niszczenia procesu wychowania i edukacji. Od razu po roku 1989 wraz z uwolnieniem rynku zalał nas wodospad antykultury. Dziś wiemy, jak niebezpieczne i szkodliwe było przejęcie rynku medialnego przez kapitał zachodni, ale wtedy widzieliśmy to jako haust upragnionej wolności. Bardzo szybko głównymi hasłami, pod którymi dokonywał się rozwój społeczeństwa III RP, stały się “róbta co chceta” oraz “pierwszy milion trzeba ukraść”. Obydwa skrupulatnie zaczęto stosować w praktyce, co niweczyło wielowiekową pracę wychowawczą w kierunku uniwersalnych wartości. Wówczas najwyższą wartością stała się ta pieniężna. W takiej atmosferze nie myślało sie o wychowaniu młodych ludzi do wartości. Pojęcie to stało się wyświechtane, niemodne, kojarzone z ciemnogrodem i frajerstwem. Ideałem wychowawczym stał się nowoczesny, agresywny biznesmen, bez skrupułów zdobywajacy wpływy i majątek, cieszący się z pracy w amerykańskiej korpo, zaliczający kolejne lokale, trunki i panienki miłośnik skóry, fury i komóry. Ta wizja, lansowana przez popkulturę i psychopedę, zlała się z rozkręconą przez Michnika pedagogiką wstydu, która kazała wstydzić się za wszystko, co polskie. Do tego należy pamiętać o autentycznej głębokiej frustracji, w jakiej znalazł się cały naród z powodu przebytej niedawno komuny i zapóźnienia wobec Zachodu. Nie można więc się dziwić, że na wyprzódki staraliśmy się likwidować swoje i brać wszystko obce, byle zachodne i ładne. Tak było też z modelem wychowania i edukacji, który Zachód wyznawał od 1968 r.
Jeżeli mieliśmy szybko nadrobić straty i doszlusować poziomem rozwoju do postępowego Zachodu, należało pozbyć się tego całego balastu, z „przestarzałymi” wzorcami wychowawczymi włącznie, zgadza się?
Tradycyjna edukacja stała się wrogiem nowoczesności. Natychmiast dano uczniom wszelkie prawa i przywileje, ale stopniowo redukowano obowiązki i wymogi. Ci uczniowie z popkultury przejęli przekonanie, że uczenie się i praca to obciach, godny frajerów z fabryki, a nowoczesny człowiek sukcesu kombinuje i kosi gruby szmal. Jednocześnie psychopeda waliła rodziców i nauczycieli po głowach pałą antypedagogiki. Nie należało już czynnie kierować wychowaniem i edukacją dziecka, bo ono samo będzie wiedziało najlepiej, co ma robić. Zapanował pajdocentryzm, który nakazał nie uczyć i nie wychowywać, tylko mądrze kochać, czyli akceptować wszystko i wspierać, towarzysząc dziecku w podróży przez życie. To wsparcie wymagało także empatycznego wczucia sie w emocje dziecka, co poskutkowało bezstresowością. Te relacje przeniosły się na szkołę. Żeby nie stresowac dzieci, zaczęto nadużywać wysokich ocen i ograniczać niskie. Wprowadzono modne na Zachodzie elementy szkoły demokratycznej, gdzie to uczniowie decydują, czego, kiedy, jak będą się uczyć. Oczywiście najczęściej uznawali, że w ogóle nie trzeba się uczyć, natomiast nauczyciele dochodzili do wniosku, że nie mogą niczego od nich wymagać. Nauczycielom odebrano większość narzędzi wychowawczych, pod wpływem przekonań neomarksistów o opresyjności kultury. Zaczęto też wsłuchiwać się w głos rodziców, niestety, najczęściej był to roszczeniowy krzyk sprzeciwiający sie wymogom. Zaczęto kwestionować zadawanie prac domowych, pisanie wypracowań, sprawdziany, oceny, podstawy programowe, obiektywne wzorce i wymogi, w zasadzie wszystko.
To prawda – bardzo szybko zaczęliśmy przesiąkać zachodnią mentalnością. Interesuje mnie jednak również sfera polityczna, czyli to, w jaki sposób przeforsowano te reformy w polskim systemie prawnym.
Zgadza się, swoje dołożyli też politycy i urzędnicy, którzy bardzo chcieli zreformować system edukacji w stylu zachodnim, ale nie mieli właściwych kompetencji. Czasami to nawet dobrze, że knocili swoje reformy, ponieważ akademickie autorytety od pedagogiki, których czasem słuchano, to w większości antypedagodzy. Większość zmian systemowych naszej edukacji szła w kierunku wyznaczonym przez globalistów, szczególnie wielka reforma Buzka z 1999 r. Wprowadzono wtedy dwuwładzę Ministerstwa i samorządu, co było przygotowaniem do decentralizacji systemu edukacji i wprowadzeniem warstwy pośredniczącej. Zlikwidowano także egzaminy wstępne do szkół średnich i wyższych, zastępując je egzaminem gimnazjalnym i egzaminem maturalnym. Sprawdzanie wiedzy w nauczaniu bieżącym i na egzaminach oparto na modelu testowym, w odróżnieniu od czasów wcześniejszych, gdzie wymagano wypowiedzi własnych i większego zaangażowania. Jednocześnie obniżono progi zdawalności. Testomania umożliwiła statystyczne zaliczanie sprawdzianów i egzaminów, nawet przy ewidentnym braku wiedzy. Jednocześnie wprowadzono wszechobecne rankingi szkół, bazujące na prostej statystyce. Wysoka pozycja w rankingu owocowała większym naborem, a w nowych czasach wprowadzono zasadę, że pieniądze idą za uczniem. Najprościej było podnieść pozycję w rankingu, zawyżając oceny, co stało sie łatwe przy testomanii.
-----------
Cz3/6 Kopczyński: Edukacja Włączająca stworzy idealny system kontroli społecznej
Jest to dostosowanie planów kształcenia do jego indywidulanych potrzeb i ocena jego zachowań, nie tylko w szkole, ale też poza szkołą. Będą brane pod uwagę nie tylko jego postępy, ale też zachowania emocjonalne i społeczne, rozpatrywane pod kątem zgodności z głównymi wartościami systemu, czyli różnorodnością, tolerancją, równością itd. – mówi w rozmowie z Mediami Narodowymi Bartosz Kopczyński z Towarzystwa Wiedzy Społecznej w Toruniu.
Kontynuujemy rozważania w temacie tzw. Edukacji Włączającej. Jak będzie wyglądał w praktyce nowy system, który planują dla nas wspaniałomyślni globaliści?
System Edukacji Włączającej włącza wszystkich do wszystkiego. Dzieci imigrantów trafiają do systemu edukacji już teraz. Zazwyczaj nie znają języka i norm kulturowych, nie radzą sobie w zwykłej szkole, więc często są kierowane do szkół specjalnych. To z kolei pokazuje prawdę, że model multikulti jest niewydolny. Dlatego Edukacja Włączająca przenosi wszystkie dzieci niepełnosprawne, w tym intelektualnie, ze szkół specjalnych do zwykłych, zgodnie z rejonizacją. W zwykłej szkole mają być wszystkie dzieci: tubylcze, pełnosprawne, imigranckie, z zaburzeniami, niepełnosprawnościami, upośledzone, nawet głęboko. W tym celu wszystkie szkoły należy przekształcić w placówki specjalne, gdzie będą świadczone specjalistyczne usługi. Dlatego szkoła włączająca zasadniczo rezygnuje z przekazywania wiedzy i umiejętności. Zniesione zostaną podstawy programowe, obiektywne programy nauczania i oceny. Każdy uczeń będzie miał personalny program kształcenia, dostosowany do jego indywidualnych potrzeb. W placówkach, od przedszkola począwszy, będą działać zespoły wielospecjalistyczne, złożone z nauczycieli, pedagogów specjalnych i innych specjalistów, które będą diagnozować specjalne potrzeby edukacyjne, emocjonalne i zdrowotne każdego dziecka i wedle nich będą wyznaczać dla niego program kształcenia. Każdy uczeń będzie traktowany jak niepełnosprawny intelektualnie. Na dalszych etapach edukacyjnych kolejne zespoły będą modyfikować jego program, przeprowadzając ucznia przez cały system, aż do zatrudnienia. W ten sposób powstanie kontinuum wsparcia.
Niepełnosprawnych intelektualnie? Brzmi jak hodowla posłusznych roboli.
Wymagana przez system wiedza merytoryczna będzie ograniczona do podstawowych umiejętności życiowych. Skoro likwiduje się obiektywny standard nauczania i oceny, to czymś trzeba je zastąpić. Tu wchodzi holistyczne podejście do ucznia. Jest to dostosowanie planów kształcenia do jego indywidulanych potrzeb i ocena jego zachowań, nie tylko w szkole, ale też poza szkołą. Będą brane pod uwagę nie tylko jego postępy, ale też zachowania emocjonalne i społeczne, rozpatrywane pod kątem zgodności z głównymi wartościami systemu, czyli różnorodnością, tolerancją, równością itd. Ocena nie będzie obiektywna i mierzalna, ponieważ już sam fakt sporządzenia analizy zachowań ucznia przez zespół będzie oceną.
Przedstawiona wizja przywodzi na myśl system „idealny”, który podda kontroli każdego, i to nawet poza szkołą – w rodzinie, w środowisku koleżeńskim, później w pracy…
Edukacja Włączająca będzie wprowadzać ludzi do pracy – zgadza się. W ramach kontinuum wsparcia już na początku szkoły ponadpodstawowej zbierze się zespół wielospecjalistyczny z udziałem specjalistów z zewnątrz, reprezentujących rynek pracy. Zespół ten po analizie zainteresowań i behawioru ucznia zaplanuje mu życie, tworząc indywidualny plan przejścia. Wyznaczy mu przyszłe miejsce pracy u konkretnego pracodawcy, który będzie miał na to umowę. Zapewni się uczniowi szkolenie praktyczne w przyszłym miejscu zatrudnienia. Wiedza ogólna i teoretyczna będzie ograniczona do niezbędnego minimum. Udział pracodawców w tworzeniu indywidualnego planu przejścia oraz szkoleniu będzie finansowany z podatków. Absolwent będzie zatrudniany wg. modelu zatrudnienia wspomaganego, tak jak dziś w zakładach pracy chronionej. Każdy absolwent będzie miał w miejscu pracy swojego asystenta, który będzie go wdrażał. Jeśli pracownik się nie odnajdzie w miejscu pracy, będzie mógł wrócić do szkoły w celu przekwalifikowania. Pracodawcy będą mieli dopłaty wyrównujące niskie kwalifikacje pracowników. Po Edukacji Włączającej wszyscy będą mieli niskie kwalifikacje. W toku edukacji będą obowiązywać zasady szkoły demokratycznej – uczniowie będą sami decydować, czego, kiedy i jak chcą się uczyć. Będą mieli wpływ na swoje programy kształcenia i sposób oceniania. Do tych samych ról będą angażowani także rodzice, rodziny, społeczność lokalna, specjaliści z zewnątrz, organizacje pozarządowe i społeczne. Będzie szeroko stosowana praca grupowa, metoda projektów praktycznych, samoocena i ocena koleżeńska.
Czy dobrze rozumiem, że w postulowanym systemie celem edukacji nie będzie rozwijanie wiedzy i umiejętności uczniów, a utrzymywanie ich w strefie komfortu w imię dziwnie pojętego wyrównywania szans?
Szkoła będzie centrum zbiorowej socjoterapii, gdzie każdy ma się czuć dobrze. Nikt nie będzie zmuszany do nauki i pracy, każdy będzie mógł pozostać taki, jakim jest, ze wszystkimi ograniczeniami, deficytami, problemami psychicznymi, emocjonalnymi, ze swoją niewiedzą. Będzie to traktowane jako część tożsamości, rozwijane, pogłębiane i afirmowane. Próby wyciągnięcia człowieka na wyższy poziom będą zabronione jako naruszanie praw człowieka. Szkoły będą zdecentralizowane i niezależne od władzy państwowej, jeśli oczywiście taka jeszcze zostanie. Zarządzanie będzie oddolne. Do szkoły będą miały szeroki dostęp podmioty z zewnątrz: specjaliści, społeczność lokalna, organizacje pozarządowe i społeczne. Te grupy będą tworzyły tzw. warstwę pośredniczącą, która będzie miała 3 funkcje: bufor, oddzielający szkoły od władzy państwowej; pośrednik w kontaktach poziomych miedzy szkołami, nauczycielami, organizacjami, specjalistami; czynnik zarządzający szkołami i wyznaczającymi programy nauczania i wychowania. Nazywa się to demokratyzacją edukacji i poszerzaniem bazy społecznej.
Rozmawiał Jakub Zgierski
---------------
Cz 4/6 Kopczyński: Globaliści chcą do końca zniszczyć polski system edukacji
– Opisane powyżej czynniki niszczą polską edukację, ale to nie koniec działań podejmowanych przez globalistów. Na horyzoncie czai się znacznie groźniejszy twór, jakim jest edukacja włączająca wraz z ocenianiem kształtującym – mówi w rozmowie z Mediami Narodowymi Bartosz Kopczyński z Towarzystwa Wiedzy Społecznej w Toruniu.
W ramach swojej pracy badawczej zainteresował się Pan tematem destrukcyjnych przemian w pedagogice. Czy można wskazać, kiedy rozpoczął się proces niszczenia polskiego systemu edukacji?
Do Polski te treści zaczęły docierać w połowie lat 80. XX w. Po 1989 r. zaczęto wdrażać w Polsce plan zniszczenia jej kultury poprzez jej zamianę na antykulturę. Dziś wiemy, że były to działania celowe, sterowane przez globalistów. Wówczas myśleliśmy, że wszystkie przemiany obyczajowe toczą się samoistnie i nie można się im przeciwstawić. Skutek był taki, że ślepo braliśmy wszystkie rozwiązania obyczajowe i ustrojowe z Zachodu. Około 1995 r. antypedagogika stała się oficjalną wykładnią i kierunkiem reform szkolnictwa w Polsce. Uczniów wyposażono we wszystkie możliwe prawa i przywileje, ale bez wymagania od nich realizacji obowiązków. Nauczycielom odebrano większość narzędzi wychowawczych. Zaczęto zamykać szkoły na wsi i komasować uczniów, co pociągnęło za sobą zwolnienia nauczycieli z pracy. W 1999 r. weszła w życie tzw. reforma Buzka, która wprowadziła gimnazjum, skróciła szkoły średnie, redukowała nauczanie przedmiotów ogólnych i wprowadzała elementy szkoły demokratycznej. Zlikwidowano egzaminy wstępne do szkół średnich i wyższych. Do systemu edukacji dopuszczono samorządy, które stały się zarządami gospodarczymi szkół i zaczęły sie wtrącać w treści programowe. Stąd wzięły się w szkołach inicjatywy LGBT, gender i akcje seksualizacyjne. Aby nie stresować dzieci, obniżano coraz bardziej wymogi i masowo stawiano najwyższe oceny. Do konstrukcji sprawdzianów wiedzy wprowadzono system testowy, również na maturze. Zaczęto stosować elementy oceniania kształtującego. Wprowadzono indywidualizację nauczania, czyli dostosowanie metod pracy na lekcjach do indywidualnych potrzeb, ograniczeń i deficytów uczniów.
Nieustannie słyszymy w mediach, że polska szkoła potrzebuje reformy, ponieważ jest zaściankowa i nie przystaje do wymagań współczesności. Zgodziłby się Pan z taką opinią?
Rzeczywiście pojawiają się różni reformatorzy, którzy głoszą, że polska szkoła jest zacofana, pruska i średniowieczna. Złe jest wszystko: budynki szkolne, nauczyciele, dzwonki, prace domowe, klasówki, wypracowania, podstawa programowa, programy nauczania, oceny, dyscyplina. Reformatorzy chcą zlikwidować to wszystko i wprowadzić edukację włączającą, opartą na ocenianiu kształtującym. Chcą wprowadzać metody aktywizujące i kreatywne, polegające na nauce przez zabawę. Zyskują poklask psychopedy, specjalistów, nauczycieli i rodziców. Dzieje się tak dlatego, że głoszą to osoby posiadające autorytet społeczny. Tymczasem prawda jest ukrywana, a prawdą jest to, że polska szkoła nie jest już tradycyjną edukacją, tylko została skażona antypedagogiką. Innymi słowy, problemem polskiej szkoły nie jest to, że jest tradycyjną edukacją, ale to, że nią nie jest. Pod każdym względem model edukacji sprzed tych przemian był lepszy niż nasz dzisiejszy. Grozi nam sytuacja, że będziemy mieli kreatywnych analfabetów. W 1994 r. na życzenie grupy rodziców zezwolono na uczęszczanie do normalnej szkoły uczniom z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu lekkim. Odtąd to rodzice decydują, czy ich dziecko upośledzone będzie chodzić do szkoły normalnej, czy specjalnej. Upowszechniła się też koncepcja SPE – specjalnych potrzeb edukacyjnych. Powstała sieć poradni pedagogiczno-psychologicznych, które przyznają certyfikat SPE, i czynią to zwykle z wielka łatwością. Zaczęto nadużywać certyfikatu SPE, dając go każdemu, kto chce. W praktyce każdy, kto napotka problemy edukacyjne w pracy z dzieckiem, a zdarza się to każdemu, może iść do poradni i otrzymać opinię lub orzeczenie, a wówczas szkoła musi się do takiego ucznia dostosować. Te wszystkie czynniki doprowadziły do logicznego skutku, czyli kryzysu edukacji.
Wspomniał Pan, że są to „działania celowe, sterowane przez globalistów” – do czego zatem dążą samozwańczy kreatorzy nowej rzeczywistości? Podejrzewam, że pod powierzchnią kryją się konkretne interesy polityczne i ekonomiczne…
Dotychczasowe działania na polu kultury, wychowania i edukacji doprowadziły do degradacji tych wszystkich procesów. Jest to sytuacja celowo zaplanowana i realizowana. Przyczyny tych kryzysów oraz strategie ich wdrażania nie są przez społeczeństwa uświadomione. Te siły, które do tego doprowadziły, teraz narzucają społeczeństwom Zachodu sposób, który ma tę sytuację uzdrowić. W ten sposób autorzy tych operacji chcą zrealizować swoje cele. A głównym celem nie jest naprawa edukacji, tylko jej przejęcie oraz uzyskanie całościowej kontroli nad całymi społeczeństwami, a w konsekwencji przejęcie całych państw i ich możliwości wytwórczych. Temu celowi służy np. plan „Fit for 55”, z tym że ten plan realizuje sie na polu gospodarki, a jego odpowiednikiem na polu wychowania, edukacji i kontroli społecznej jest plan Edukacji Włączającej. Jest to próba stworzenia systemu, który przejmie totalną kontrolę nad każdym człowiekiem od przedszkola po późną dorosłość, łącznie z systemem zatrudnienia. W zakresie edukacji jest to pierwszy w historii ludzkości system, który nie ma na celu wyposażyć społeczeństwo w wiedzę i umiejętności, tylko na odwrót. O tych zjawiskach jednak w następnych rozmowach.
Rozmawiał Jakub Zgierski
---------------------------
Kopczyński: Kreatywność i innowacyjność stały się fetyszami pseudoedukacji
– Szkoła rzuca się na kolejne innowacje, im więcej, tym lepiej, zużywa na to czas i energię, a zapomina o realizacji programu i wymogach edukacyjnych. Dzieci uczą się przez zabawę, co najczęściej jest przeciwskuteczne. Prowadzi to do zjawiska kreatywnych analfabetów. Gdyby tę samą energię i czas, które poświęca się na nowinki, użyć do realizacji programu nauczania, efekty byłyby rzeczywiste – mówi w rozmowie z Mediami Narodowymi Bartosz Kopczyński z Towarzystwa Wiedzy Społecznej w Toruniu.
Kontynuujemy wątek negatywnych zjawisk, które trapią polski system edukacji. W ostatniej rozmowie poruszyliśmy już kwestię pajdocentryzmu, czyli skoncentrowania się na dziecku i jego „dobrym samopoczuciu”, zamiast wychowywaniu do wartości.
Kolejnym problemem jest obecność w szkole dzieci, które z powodu ograniczeń intelektualnych nie są w stanie spełnić wymogów podstawy programowej. Dawniej takie dzieci trafiały do szkół specjalnych, które dysponują wiedzą i środkami, aby osiągnąć z nimi taki poziom, który umożliwi im funkcjonowanie w społeczeństwie. Szkoły specjalne są dla nich dobrodziejstwem cywilizacji, lecz przez psychopedę i niektórych działaczy społecznych traktowane są jak więzienie i ograniczenie możliwości życiowych. Od 1994 r. o tym, czy dziecko z niektórymi niepełnosprawnościami będzie w szkole zwykłej czy w specjalnej, decydują sami rodzice. Wielu z nich na siłę stara się zapewnić swoim dzieciom normalność, odrzucając prawdę. A ponieważ w szkole obowiązuje indywidualizacja, więc znowu następuje próba dostosowania wymogów obiektywnych, co powoduje obniżenie poziomu dla wszystkich.
Jak to pokazała historia, tzw. urawniłowka raczej ma wektor skierowany w dół…
Nieuchronnym skutkiem tych działań stało się stopniowe stałe obniżanie poziomu wiedzy i umiejętności. Jest to oczywiście poblask procesów zachodzących na całym Zachodzie, tyle że oni mają więcej pieniędzy i swoje braki edukacyjno-wychowawcze ukrywają za fasadą nowoczesnego wyposażenia. Jednakowoż zjazd w dół stał się faktem i prowokuje wszystkich do wysilenia szarych komórek, jak to naprawić. Wymaga to właściwej diagnozy, ale jedynym wnioskiem, który przebija się do głównego nurtu, jest oskarżenie pod adresem tradycyjnej edukacji. Uznano, że nasza edukacja to wciąż stara szkoła, i że jej głównym problemem jest to, że za mało w niej kreatywności, innowacyjności, a za dużo ocen, sprawdzianów i wiedzy. Przeszkodą są dzwonki, ławki, krzesła i klasy. Trzeba więc dużo się ruszać, eksperymentować, tworzyć własną wiedzę. Musi się dużo dziać, być kolorowo i głośno.
Powtarza się jak mantrę, że mamy do czynienia ze starym modelem edukacji, który jest niedostosowany do wymagań nowoczesnego świata i niszczy kreatywność – dlatego trzeba zmieniać i zmieniać, nawet dla samej zmiany.
Nowoczesne kreatywne nauczycielki prześcigają się w edukreatywności, wchodząc w kolejne innowacje pedagogiczne, które od 2017 r. dopuszczone są bez kontroli kuratoryjnej. Kreatywność oraz innowacyjność stały się fetyszami. Jakoś tak dziwnie się dzieje, że wszystkie te metody polegają na stosowaniu przez nauczycieli gotowych rozwiązań, narzucanych schematów, które pochodzą z zasobów kreatywnych organizacji i firm, kręcących się wokół szkół. Okazuje się, że znakomita większość kreatywnych metod to działalność odtwórcza. Scenariusze lekcji, konkursy, projekty, angażujące nauczycieli, dzieci i rodziców, wszystko do pobrania przez Internet po opłaceniu faktury. Szkoła rzuca się na kolejne innowacje, im więcej, tym lepiej, zużywa na to czas i energię, a zapomina o realizacji programu i wymogach edukacyjnych. Dzieci uczą się przez zabawę, co najczęściej jest przeciwskuteczne. Prowadzi to do zjawiska kreatywnych analfabetów. Gdyby tę samą energię i czas, które poświęca się na nowinki, użyć do realizacji programu nauczania, efekty byłyby rzeczywiste.
Postępowcy utrzymują, że wystarczy nie strofować uczniów, aby ci sami z pasją odkrywali świat i rozwijali swoje zainteresowania. W zasadzie w takim ujęciu szkoła i nauczyciele bardziej przeszkadzają niż pomagają, są czynnikiem hamującym, rozpraszającym uwagę…
Kwestia motywacji dzieci do nauki stała się kolejnym fetyszem. Antypedagogiczna psychopeda powtarza do znudzenia, że dzieci mają naturalną ciekawość świata i pęd do wiedzy i nauki. Rozciągają to zjawisko na cały okres dojrzewania. Zgodnie z tym poglądem nie wolno dzieciom ograniczać tej potrzeby ani jej kierunkować, bo to wywiera presję i sprawia, że blokują się i tracą chęć do nauki. Rzeczywiście, małe dzieci aktywnie poznają otaczający świat, ale gdy już poznają najbliższe otoczenie, pęd ten przygasa. Współczesny świat dobrobytu stara się bowiem dzieciom dogadzać i zaspokajać wszystkie ich potrzeby. Dawniej motywacja była prosta – albo się będziesz uczył, albo kamienie przy drodze będziesz tłukł. Alternatywą dla intensywnej nauki szkolnej było pasanie świń u pana lub proste, najniżej płatne prace fizyczne. Dzisiejsze dziecko ma pracujących rodziców, którzy zaspokajają potrzeby bytowe, dają konsolę, smartfon, telewizor, stertę zabawek i żadnych obowiązków. Po co więc ma się uczyć?
Bardzo dobre pytanie – zapewne dla przyjemności i samorozwoju, jakby stwierdzili nowocześni znawcy tematu.
Trzeba uświadomić sobie brutalną prawdę, że większość ludzi uczy się nie dlatego, że lubi, ale dlatego, że musi. Jest pewna grupa w populacji, która uczy się z wewnętrznej potrzeby, ale liczy nie więcej niż 10%, i to dlatego, że ma właściwe wzorce z domu. Jeśli ludzie mają zaspokojone potrzeby i nic nie muszą, ale wszystko im się należy, to na pewno nie będą się uczyć, bo to wymaga trudu i wysiłku. Jednakże psychopeda skazała tę prawdę na niebyt i wmówiła wszystkim, że należy budować pozytywną motywację. Dziecko będzie uczyć się samo, jeśli będzie chwalone i wytworzy się atmosfera pozytywnej relacji emocjonalnej z nauczycielem. Na tym polu rozwinęły się dwa kompleksy, obecne we współczesnej pedagogice, mianowicie neurodydaktyka i Ocenianie Kształtujące – o nich jednak w kolejnej części.
Rozmawiał Jakub Zgierski
Cz 5/6 Kopczyński: Współczesne wykształciuchy to nie elita
– Powstał ogrom uczelni wyższych, które przyjęły ilość zamiast jakości. Ponieważ dla nowoczesnych wykształciuchów nie jest ważne, z czego mają dyplom, rozwinięto takie kierunki, które nawet głąb potrafi ukończyć. W połączeniu z brakiem egzaminów wstępnych doprowadziło to do masowego obniżenia jakości wykształcenia – mówi w rozmowie z Mediami Narodowymi Bartosz Kopczyński z Towarzystwa Wiedzy Społecznej w Toruniu.
W ostatnim wywiadzie z serii poruszyliśmy wątek przemian w polskim systemie edukacji po 1989 roku. Zdążył już Pan wskazać wiele negatywnych tendencji, ale podejrzewam, że to dopiero początek wyliczanki…
Kolejne ekipy reformujące starały się wykazać swoja dobrą wolę i skuteczność, więc urzędnicy zawsze wpadali na ten sam genialny pomysł, że wykorzystają statystykę. W papierach musiało się zgadzać, wdrożono więc całe mnóstwo papierowych procedur, które miały udowodnić, że jest świetnie i dokonuje się postęp. Ewaluacje, monitorowanie, pomiary, sprawozdania, średnie staninowe, ścieżki edukacyjne, stworzono mnóstwo aberracyjnych wydruków, które były całkowicie zbędne, ale skutecznie obciążały nauczycieli katorgą i odrywały od pracy z uczniami, pogłębiając frustrację. Samorządy traktowały szkoły jak piąte koło u wozu i źródło kosztów, dlatego starały się je ograniczyć. Najprościej było redukować koszta ludzkie, więc ograniczano ilość oddziałów klasowych, likwidowany małe szkoły wiejskie, wypychano dobrych nauczycieli z zawodu i przyjmowano tańszych.
Z pewnością nie wpłynęło to zbawiennie na ogólny poziom edukacji, zgadza się?
Szkoły, potraktowane jak przedsiębiorstwa komercyjne, które powinny przynosić natychmiastowy zysk, konkurując na otwartym rynku edukacyjnym, musiały przymilać się do rodziców i uczniów, obiecując dużo i zaniżając poziom. Na siłę tworzono modne profile humanistyczne, a likwidowano potrzebne techniczne, przez co dziś mamy za mało fachowców, a za dużo prekariuszy. Społecznym fetyszem stało się wyższe wykształcenie, wyniesiono bowiem jeszcze z dawnych czasów przeświadczenie, że to oznacza elitę, awans społeczny i wyższe zarobki. Państwo usilnie promowało taką działalność, z dumą chwaląc się, że Polacy ruszyli na studia. Powstał ogrom uczelni wyższych, które przyjęły ilość zamiast jakości. Ponieważ dla nowoczesnych wykształciuchów nie jest ważne, z czego mają dyplom, rozwinięto takie kierunki, które nawet głąb potrafi ukończyć. W połączeniu z brakiem egzaminów wstępnych doprowadziło to do masowego obniżenia jakości wykształcenia.
Reformy, a właściwie „deformy”, zostały wprowadzone w obrębie systemu, za pomocą odgórnych decyzji instytucjonalnych. Co natomiast mógłby Pan powiedzieć w kontekście procesów (anty)kulturowych, które dotknęły polską rodzinę?
Rozwój Internetu, gier platformowych, mediów społecznościowych, platform serialowych i smartfonów dał nową energię antykulturze. Większość dzieci ma konsolę oraz telefon i zanurzona jest w Internecie. Treści, na jakie trafiają, zazwyczaj są antywychowawcze. Poza tym ich mózgi bombarduje się takimi ilościami dopaminy, że nie są w stanie skupić się na nauce ani nawet przeczytać książki. Ilość czasu, jaki tracą na te rozrywki, nie pozwala im na właściwy rozwój i pracę nad sobą. Dzieje się to dzięki przyzwoleniu dorosłych, którzy im to umożliwiają. Jednym ze społecznych skutków antykultury jest rozpad rodzin i tradycyjnych więzi międzyludzkich. Dzieci tracą pierwsze i naturalne środowisko wychowawczo-edukacyjne. Nie ma kto wychowywać, bo nie ma ojców. Zostali wypchnięci za granicę przez III RP, bo w Polsce zlikwidowano miejsca pracy, które utworzono na Zachodzie. Inni tyrają na trzech etatach. Niektórzy sami odeszli od żon do nowych partnerek, inni zostali odrzuceni przez żony na rzecz nowych partnerów. Jeszcze inni uwierzyli w bajki psychopedy i stali się dla swych dzieci kumplami, zamiast autorytetami. Niektórzy rodzice starają się wyrównać dysfunkcje rodziny nadopiekuńczością i oferowanym przez psychopedę psychologizmem. Zamiast wychowania przez autorytet dają dzieciom terapie.
W swoich pracach często pisze Pan o tzw. nurcie pajdocentrycznym, który koncentruje się na dziecku, a nie samym procesie wychowania i edukacji, w tym przekazywaniu wartości. Wydaje się, że we współczesnych szkołach rzeczywiście wszystko kręci się wokół ucznia i jego „dobrego” samopoczucia.
Jednym z głównych założeń metodycznych po 1989 r. poza rozbuchaniem praw wszelakich stała się indywidualizacja. Nastąpił dynamiczny rozwój Specjalnych Potrzeb Edukacyjnych (w skrócie SPE), z których najbardziej znane to: dysleksja, dysortografia, dyskalkulia, dysgrafia, obniżony potencjał intelektualny, Zespół Aspergera, ADHD i wiele innych. Zaczęły one być masowo diagnozowane przez poradnie psychologiczno-pedagogiczne. Ten instrument miał pomóc dzieciom, które mają takie problemy, w praktyce jednak bardzo szybko zostało to przejęte przez leniwych uczniów i ich rodziców w tym celu, aby uniknąć wysiłku. Niestety przez to przypadki rzeczywistych potrzeb giną w natłoku sytuacji nieuzasadnionych. Każdy uczeń ma być traktowany indywidualnie, więc szkoła musi dostosować wymogi podstawy programowej i swoją pracę do jego cech. Jest to obecnie zjawisko masowe i powoduje ogromny zamęt i obniżenie poziomu nauczania dla wszystkich. Nie jest bowiem możliwe w warunkach szkoły masowej dostosowanie jej wymogów bez obniżenia poziomu. Sama ilość czasu, który nauczyciele zużywają na dostosowania, skutecznie ogranicza pracę na lekcji. Oficjalnie indywidualizacja działa, w rzeczywistości jest fikcją, o czym nikt nie chce mówić.
Rozmawiał Jakub Zgierski
--------------------
Kopczyński: Aby stworzyć nowe społeczeństwo, muszą zniszczyć naszą tożsamość
W tym celu potrzeba zbudować nowe społeczeństwo, które akceptuje różnorodność, ciągłe zmiany i niepewność. Przeszkodą są państwa narodowe i wszelkie rodzaje tożsamości wspólnotowych – mówi w rozmowie z Mediami Narodowymi Bartosz Kopczyński z Towarzystwa Wiedzy Społecznej w Toruniu.
W naszych poprzednich rozmowach jedynie zasygnalizowaliśmy zagrożenie, jakie niesie za sobą tzw. Edukacja Włączająca. Czy moglibyśmy powoli omówić to zagadnienie?
Żeby zrozumieć naturę procesu, należy znać jego kontekst. Pewną wiedzę dają dokumenty ekspertów, zatrudnianych przez organizacje ponadnarodowe, np. OECD, dokumenty organizacji międzynarodowych, choćby Unii Europejskiej i ONZ, a w szczególności liczne dokumenty Europejskiej Agencji ds. Specjalnych Potrzeb i Edukacji Włączającej. Jest to organizacja zrzeszająca ministerstwa edukacji państw europejskich, formalnie więc pozostaje poza strukturami UE, ale jest przez nią finansowana i działa we ścisłej współpracy. UE korzysta z “dorobku” Agencji, aby wdrażać jej modele w państwach członkowskich za pośrednictwem swoich organów i polityk. Państwa spoza UE również wprowadzają to u siebie, przy czym obecnie są na różnym poziomie zaawansowania, a na razie nigdzie jeszcze nie zaimplementowano tego systemu w całości. Jednakowoż intensywne prace trwają, jest to bowiem przedsięwzięcie o zasięgu globalnym, przy czym my zajmujemy się wariantem europejskim.
Rzeczywiście. Jak sama nazwa wskazuje, globaliści tworzą projekt globalny…
Zarządzanie światem ma być podzielone pomiędzy kilka ośrodków, a UE będzie jednym z nich. Założeniem głównym jest wkomponowanie w system zarządzania masowych migracji międzynarodowych i międzykulturowych. Mają one być celowe, planowe i zarządzane w porozumieniu z państwami wysyłającymi. Migranci do UE mają mieć swobodę przemieszczania się i korzystać z tych samych praw socjalnych co obywatele Wspólnoty. Będzie promowana mobilność społeczna, w tym mobilność edukacyjna. Będzie promowane “uczenie się przez całe życie”. Nie chodzi tylko o stałe poszerzanie kwalifikacji, lecz o możliwości dla dorosłych ludzi w zakresie zmiany swoich kwalifikacji zawodowych, również dla osób w wieku emerytalnym. Założenie jest takie, że wszyscy ludzie przez całe życie wciąż migrują i zmieniają zawody. Promowane też będzie kierowanie na rynek pracy matek małych dzieci. W tym celu potrzeba zbudować nowe społeczeństwo, które akceptuje różnorodność, ciągłe zmiany i niepewność.
Obóz konserwatywny od lat podnosi problem masowej migracji, która nieuchronnie musi doprowadzić do zniszczenia naszej tożsamości. Czy jest to proces celowy i wykalkulowany?
Przeszkodą są państwa narodowe i wszelkie rodzaje tożsamości wspólnotowych. UE będzie wspierać tożsamość europejską kosztem narodowej, stosując działania na polu kultury, edukacji, gospodarki i zarządzania. Eksperci Agencji liczą na to, że z czasem tożsamość europejska będzie dla mieszkańców ważniejsza niż narodowa. Ale przeszkodą dla społeczeństwa przyszłości są również wiedza merytoryczna i umiejętności, czyli te cechy, których naucza i wymaga tradycyjna edukacja. Dlatego właśnie twórcy nowego porządku dążą do jej zniszczenia. Część pracy została już wykonana, teraz chcą dokończyć dzieła. Na fali krytyki wobec tradycyjnej edukacji, którą sami rozpętali, promują model Edukacji Włączającej. Tylko taka bowiem pozwoli na stworzenie i funkcjonowanie społeczeństwa przyszłości. Jest ono oparte na pięknych hasłach: różnorodność, tolerancja, zrozumienie międzykulturowe, równość, sprawiedliwość, rozwój potencjału, współpraca, równowaga emocjonalna, prawa człowieka, demokracja. Edukacja Włączająca jest oficjalnie systemem, który zaspokaja wszystkie potrzeby wszystkich uczniów: edukacyjne, zdrowotne, emocjonalne, społeczne. Jest to “edukacja wysokiej jakości”, która eliminuje niepowodzenia edukacyjne i upowszechnia wysokie osiągnięcia. Robi to w ten sposób, że usuwa strukturalne nierówności społeczne. Tymi nierównościami są wiedza merytoryczna i obiektywne oceny. One prowadzą do szufladkowania, kategoryzowania, traumatyzacji, zranionej tożsamości.
Rozmawiał Jakub Zgierski
----------------
Kopczyński: Globaliści chcą przejąć system edukacji pod płaszczykiem ruchów oddolnych
Taka transformacja nazywa się całościową reformą systemu. Będzie możliwa po totalnym przejęciu systemu edukacji przez globalistów, czyli potężnych graczy światowego kapitału. Nastąpi to pod płaszczykiem ruchów oddolnych – mówi w rozmowie z Mediami Narodowymi Bartosz Kopczyński z Towarzystwa Wiedzy Społecznej w Toruniu.
W czasie naszych wywiadów mówił Pan o tym, że system skonstruowany według zasad Edukacji Włączającej będzie miał charakter wszechogarniający – wyjdzie poza szkołę i „zainteresuje się” innymi sferami życia uczniów.
Edukacja Włączająca w ramach holistycznego podejścia do ucznia będzie zbierać informacje o jego życiu pozaszkolnym i rodzinnym. System będzie diagnozował potrzeby każdego ucznia, a następnie będzie je zaspokajał. W ten sposób będzie realizował jego prawa człowieka. System roztoczy więc opiekę nad każdym człowiekiem, a szkoła stanie się otwartą społecznością edukacyjną, bogatą w różnorodne formy uczenia się, która zaangażuje wszystkich uczniów, nauczycieli, rodziców, rodziny, specjalistów, organizacje i całe społeczeństwo do ciągłego, nieustannego doskonalenia metodyki. Ta metodyka nie ma nauczać czegoś konkretnego, tylko uczyć, jak się uczyć, i nazywa się Ocenianiem Kształtującym. Wyższe wykształcenie stanie się prawem człowieka – nie tylko jako możliwość studiowania, ale jako gwarancja sukcesu edukacyjnego. Uczelnie wyższe otworzą się na wszystkie grupy zagrożone wykluczeniem, w tym na niepełnosprawnych, nawet intelektualnie. Będzie to traktowane nie jako przywilej, lecz jako obowiązek obciążający społeczeństwo i system edukacji. Każdy niepełnosprawny będzie mógł studiować tam, gdzie będzie chciał, i uczelnie będą musiały dostosować swój program nauczania i wymogi.
Egalitaryzm w pełnym tego słowa znaczeniu… W takim razie jak będzie wyglądała pozycja nauczycieli?
Kształcenie nauczycieli będzie odbywać się w tzw. sieciach współpracy. Grupy szkół będą współpracować z jakąś uczelnią wyższą, kształcącą nauczycieli. Wykładowcy z uczelni będą w szkołach wprowadzać innowacje, a nauczyciele ze szkół będą wykładowcami na uczelniach. Dobór pod kątem ideologicznym – kandydat będzie musiał wykazać się wiernością idei włączenia i gotowością na zmiany społeczne. Drugim kryterium będzie przynależność do mniejszości, kadra nauczycielska musi bowiem odzwierciedlać faktyczny skład społeczeństwa, włącznie z mniejszościami seksualnymi. Pedagogika ogólna zaniknie, będzie promowana pedagogika specjalna. Przedmiotowa wiedza merytoryczna nauczycieli będzie źle widziana, bo może utrudniać włączenie. Jest to bowiem element kapitału indywidualnego nauczyciela, a dla Edukacji Włączającej liczy się kapitał społeczny całego kolektywu nauczycieli. Tym kapitałem jest Ocenianie Kształtujące i jego narzędzia. Nauczyciele będą pracować w kolektywach, czyli różnorakich zespołach w swoich placówkach. Kolektyw nauczycieli z danej szkoły będzie prowadzić lider. Ponad tym powstanie kolektyw całej grupy zawodowej. Wszyscy nauczyciele będą wymieniać się praktyką włączającą, w ramach szkoły i między szkołami, co ma umożliwić warstwa pośrednicząca. Gdy kolektyw wszystkich nauczycieli uzna, że dana praktyka jest słuszna, zostanie ona przyjęta jako jednolita autorska praktyka nauczycielska. Będzie to nowy wzorzec normatywny, czyli prawo, obowiązujące wszystkich nauczycieli. Zostaną oni zmuszeni do porzucenia swoich indywidualnych przyzwyczajeń i przyjęcia jednolitej praktyki. O tym, co wejdzie do wzorca, zadecydują liderzy.
Krótko mówiąc, nauczyciele będą musieli bezwzględnie stosować się do zasad Edukacji Włączającej albo pożegnać się z pracą, czyż nie?
Cały kolektyw będzie odpowiedzialny za jej stosowanie. Nauczyciele będą nawzajem się pilnować, aby wszyscy ją stosowali, ponosząc odpowiedzialność przed kolektywem szkoły i kolektywem całej grupy zawodowej. Ponadto będą odpowiedzialni przed całym społeczeństwem za stosowanie jednolitej praktyki. Praca nauczycieli będzie powszechnie jawna, a wyniki ich pracy upublicznione i poddane debacie, w której prym będą wiedli specjaliści i organizacje pozarządowe. Ścieżka awansu zawodowego nauczycieli będzie następująca: nauczyciel zwykły – mentor – lider. System wyłoni obiecujące jednostki i umożliwi taką karierę. Taka transformacja nazywa się całościową reformą systemu. Będzie możliwa po totalnym przejęciu systemu edukacji przez globalistów, czyli potężnych graczy światowego kapitału. Nastąpi to pod płaszczykiem ruchów oddolnych. Globaliści mają swoja strategię. Wyszukują zdatne do tego systemy edukacji, używając systemów międzynarodowych testów, sprawdzających poziom edukacji. Interesuje ich moment, w którym system edukacji jest już dobrze rozwinięty i zorganizowany, a wiedza szkolna jest powszechna w społeczeństwie. Zauważyli, że wtedy następuje naturalna tendencja państwa do decentralizacji systemu edukacji, redukcji kontroli nad szkołami i oddawania jej samym szkołom i nauczycielom. Wówczas czekają na jakiś kryzys polityczny, ekonomiczny lub społeczny. Jeśli go nie ma, prowokują go, publikując eksperckie raporty, krytykujące istniejący system. Następnie, poprzez swoich ekspertów i swoje organizacje pozarządowe, tworzą warstwę pośredniczącą i wchodzą do szkół ze swoimi treściami. W dokumentach ekspertów jest wprost wymieniane nazwisko Billa Gatesa jako bardzo zainteresowanego edukacją.
Jaki mają w tym wszystkim cel wspomniani globaliści? Co zapewni im – nie oszukujmy się – patologizacja systemu edukacji?
System taki musi doprowadzić do znacznego spadku poziomu wiedzy i umiejętności w społeczeństwie. Tak kształceni ludzie tracą psychiczne zdolności do podjęcia samodzielnego życia i samodzielnej pracy. Jedynymi pracodawcami, którzy są w stanie zatrudniać takie masy, są wielkie globalne korporacje. Doprowadzi to do tego, że niezależni pracodawcy nie będą mieli pracowników i będą zmuszeni sprowadzać migrantów, co podoba się globalistom. Z czasem jednak to nie starczy, ponieważ społeczeństwo niskich kwalifikacji nie będzie w stanie wytworzyć siły nabywczej, zabraknie więc klientów i niezależni przedsiębiorcy będą musieli zniknąć. Takie społeczeństwo będzie bezwolne i niezdolne do sformułowania swojej racji stanu, całkowicie zależne psychicznie, emocjonalnie i fizycznie od systemów wsparcia, należących do globalistów. Zachowaniami społecznymi będą sterowały media oraz Internet, zależne od globalistów. Pozbawione wiedzy, umiejętności, etosu pracy, naturalnych więzi masy społeczne uzależnią się od globalistów i ich banków. Ludność nie będzie nawet wiedziała, kto nimi rządzi i w jaki sposób.
Zapytam wprost – czy mamy jakieś szanse na powstrzymanie tych destrukcyjnych projektów?
Jeśli współczesne globalistyczne rewolucje, czyli Fit for 55 oraz Edukacja Włączająca zostaną wdrożone, pozostanie tylko czekać, aż ten nowoczesny komunizm sam się rozpadnie, wśród zamętu, konwulsji i ruiny. Wówczas trzeba będzie budować społeczeństwa od podstaw, podnosząc się z poziomu nędzy. Do tego jednak będą potrzebne elity, które przechowają wiedzę, umiejętności i normy kulturowe. Jeśli więc nie uda się zawczasu powstrzymać społeczeństwa przed osunięciem się w komunizm, to należy chociaż wyszkolić elitę, która po jego upadku stanie się zaczynem odbudowy. Póki co jednak wciąż możemy powstrzymać ten proces, co niniejszym staramy się czynić, uświadamiając czytelników.
Rozmawiał Jakub Zgierski